Trzygodzinna jazda
samochodem w ósmym miesiącu ciąży zagrożonej nie jest Ci wskazana. Ale taka
zawsze byłaś, prawda? Łamałaś zasady. I uparta też byłaś. Uparłaś się, żeby
pojechać do tej pieprzonej Warszawy. Tylko nie spodziewałaś się, że pomiędzy Łowiczem,
a Sochaczewem twój synek zechce przyjść na świat, Ty stracisz panowanie nad
kierownicą, i wylądujesz w rowie. Poza zwichniętą ręką nic ci nie jest. Och, no
dobrze, czujesz jak za chwilkę padniesz z bólu. Brzuch Cię cholernie boli,
krzyki już nic nie dają, lekarze zapewniają że dziecku nic nie jest, ale jakoś
Ty im nie wierzysz. Każą ci rodzić. TERAZ. Nigdy nie zdawałaś sobie sprawy, z
tego, że poród to takie okropieństwo. Wijesz się z bólu na szpitalnym łóżko.
Lekarz prosi Cię o numer telefonu, do najbliższej osoby. Bez wahania podajesz
jego numer. Twojemu synkowi, jakoś odechciało się już przyjść świat, zmienił
decyzję, nie pomagają nawet krzyki i łzy mamusi. No tak, uparciuch i po mamie i
po tacie. Ałłłłłłłłłłłłł, po raz
kolejny wrzeszczysz.
~^~
Zmęczony po ciężkim
treningu opada na ławkę w szatni. Bierze duży łyk wody i powoli kieruję się pod
prysznic. Atmosfera w szatni jest jak zawsze głośna i wesoła. Pojutrze gra ważny
mecz, Nawrocki daje mu w kość. Będąc już prawie pod kabiną prysznicową, do jego
uszu dochodzi sygnał jego komórki. Wraca do szatni, naciska zieloną słuchawkę i
mówi krótkie Halo? Po chwili,
diametralnie się ożywia i wykrzykuje W
którym ona jest szpitalu? Nie
przebierając się, chwyta torbę treningową i wybiega z szatni, nie zważając na
pytania i wołania kolegów z drużyny. Z piskiem opon odjeżdża czarnym Audi spod
bełchatowskiej Energii. Właśnie dotarło do niego to, że może jeszcze Cię
odzyskać, a zarazem stracić.
*
Za cholerę mnie się to nie podoba.
Została tylko jeszcze jedna część, nie wiem jak Wy, ale ja się cieszę.
Na kawie nowy rozdział pojawi się za tydzień, z racji iż za parę godzin wyjeżdżam, ostatni tydzień ferii <3
W razie pytań odsyłam tu.
Całuję ;*